środa, 2 czerwca 2010

Singing in the rain

I znowu będzie trywialnie, o ciuchach, ale nie ma powodu, dla którego czasem nie może być trywialnie i o ciuchach :) ach...zapomniałabym, będzie też o deszczu...strasznym deszczu.

Parę dni temu było nawet znośna pogoda...tzn. po prostu o dziwo we Wrocławiu nie lało jak z cebra, tak jak np.dzisiaj. Wybrałam się więc do miasta z parasolem schowanym w torbie (ostatnimi czasy jest mocno eksploatowany). Pomijając już kosmicznie deszczową pogodę, najbardziej martwi mnie niska temperatura...no bo żebym zakładała rękawiczki...w czerwcu? Czyżby epoka lodowcowa nadchodziła kolejna?
Parę dni temu jednak, wracając do znośnej pogody (przez przynajmniej kilka godzin), porwałam się nawet na założenie moich bielusieńkich jazzówek + wesołych skarpetek w "polka dots' i moj nowy t-shirt blackbook z H&M (niektóre naprawdę fajne, myślę, że z jeden jeszcze mi wpadnie). 
Do tego wszystkiego moja ukochana gigantyczna karmelowo-ruda torba. Wzięłam ze sobą okulary przeciwsłoneczne w zasadzie nie wiem po co (może dlatego że wciąż wierzę w poprawę pogody?)
Oczywiście z braku czegoś przeciwdeszczowego była najmniej przemakalna - ramoneska, a na nogach moje nowe, strasznie wygodne marchewy, których nie udało mi się co prawda sfotografować w jakiejś przyzwoitej perspektywie, ale cóż...innym razem.  Światło było dobre - to i zdjęcia wyszły przyzwoicie, jednak parę godzin później, znowu zaczęło padać.
Ostatnio stwierdziłam, że powinnam sobie kupić jaskrawożółty sztormiak i kalosze w tym samy kolorze - bo byłoby najadekwatniej do panującej na zewnątrz aury a kolor przynajmniej budziłby pozytywne wibracje. Ogólnie kalosze i parasole stały się must have'm absolutnym, więc zacznę je chyba kolekcjonować (w końcu po lecie będzie lało jesienią na pewno...)
Deszczowe klimaty za oknem przypominają mi mroczną aurę z "Heavy Rain" (gry na PS3, która zrobiła spore wrażenie na mnie jakiś czas temu i bardzo, bardzo polecam :) )

Na koniec Gene Kelly zaśpiewa mi deszczową piosenkę, jakiś promyczek słońca wirtualny musi być :)


It's going to be about cloths again...well...why not?  and I almost forgot...about rain...heavy rain.
Few days ago weather in Wroclaw was quite tolerable (miracously it wasn't raining that time). My umbrella was hidden in my bag ofcourse just in case. I could wear my new white jazz shoes (and they even stayed white) my polka dots socks, biker jacket, carrot-pants, and my new H&M Blackbook t-shirt (some of them are really nice) with my beloved carmel bag (the biggest I've got). I took my sunglasses...I don't know why...in case? because I'm a "better weather believer" I think.
The light was good, so photo shoot went quite well. Few hours later it was raining...again.
Besides rain, the thing that really worries me this summer is temperature...new ice age is comming or what? (yesterday evening was so cold that I had to wear gloves...)
I still need galoshes , maybe yellow, and yellow raincoat? I think that I should invest in at least one new umbrella (who knows? maybe I should collect galoshes and umbrellas this summer/autumn?). Galoshes and umbrellas are must haves this summer...and it will be next season also...as we all know it's going to rain in autumn.
Speaking of heavy raining...this year spring/summer reminds me of moody aura in "Heavy Rain" (very nice and PS3 game) I would say that Heavy Rain is a "gritty piece of interactive narrative following a dark and fairly brutal murder mystery story set in 2011." I really, really recomend that.


In the end - Gene Kelly is singing for me in the rain - a ray of light and happiness is a must have also :)


Marchewy (carrot pants?): Vila/ biker jacket; Dorothy Perkins/ jazz shoes; Atmosphere/ polka dot socks: H&M, t-shirt H&M, Blackbook collection/ bag: Atmopshere/ sunglasses: Bershka



 Funny umbrella (I want one!) from HERE

Gene Kelly "Singing in the rain" MGM, 1952, directed by Stanley Donen.

czwartek, 27 maja 2010

Kichen stories, czyli złote myśli z kuchni/ Kitchen stories - kitchen thoughts and quotes

W myśl zasady, że "the party is always in the kitchen", trochę złotych myśli z kuchni. 
Nszły mnie wspomnienia z rodzinnego domu, gdzie największe dysputy toczyły się (i nadal tak jest, tylko kuchnie czasem różne) właśnie w kuchni. Coś najwyraźniej powoduje, że człowiek się w kuchni otwiera, jak puszka, czasem po prostu pomidorów, czasem Pandory :)
Moja aktualna kuchnia jest mała, potwornie ciasna ale mimo małego okna nie jest ciemna...wyłania się tajemniczo z ciemnego korytarza. To właśnie tam jest najciekawsze światło w całym mieszkaniu. I najlepiej wychodzą portrety. Znam masę różnych złotych myśli i od czasu do czasu do mnie wracają. Autorami przytoczonych przeze mnie cytatów są m.in Neil Gaiman, Oscar Wilde, Graucho Marx, Abraham Lincoln, Eddie Izzard... I to wszystko w rytmie "Razor" Foo Fighters i mojego ukochanego Dave'a Grohl'a. 
A obiad był...od teściowej, która podobnie jak moja mama, jest mistrzynią w kuchni. 

Kuchnia to miejsce, które dopiero oswajam. Jestem jedyną kobietą w rodzinie (i jedyną osobą oprócz teścia w obu rodzinach...), która ciągle jeszcze jest kuchenną sierotą, którą trzeba nadzorować czasami, żeby nie wysadziła kuchni w powietrze robiąc naleśniki...
Na koniec będzie więc, moja ulubiona Julia Child i jej bezbłędny omlet.
Jakiś czas temu ja i moja druga połowa staliśmy się posiadaczami jej sławetnej książki kucharskiej "Mastering the art of french cooking". Odkryliśmy ją dzięki filmowi "Julie & julia", w reżyserii Nory Ephrom, opartego na historii Julii Powell (granej przez Amy Adams) na podstawie jej opowiadania: "Julie and Julia: 365 Days, 524 Recipes, 1 Tiny Apartment Kitchen". 
Znudzona życiem sekretarki Julie (tak naprawdę pisarka, ale ilu udaje się wyżyć z pisarstwa ;)) postanawia nauczyć się gotować ze swoją idolką Julią Child, ekscentryczną amerykańską kucharką, autorką książek kucharskich, serii programów o gotowaniu z lat 60-tych (graną przez arcy-rewelacyjną wręcz Meryl Streep), która spopularyzowała francuską kuchnię w USA.
Julie chce zrealizować w ciągu roku  wszystkie 524 przepisy z najsławniejszej książki kucharskiej Julii : "Mastering the Art of French Cooking". Wszystkie swoje doświadczenia Julie spisuje w formie bloga, który stopniowo zdobywa sławę w sieci i przyniesie rozgłos swojej autorce, której historia posłuży zaintereswoanym wydawcom do opublikowania jej w formie książkowej, która zostanie potem bestsellerem.
Ja osobiście obejrzałam film dla historii niesamowicie charakterystycznej postaci Julii, granej przez fantastyczną Meryl Streep, nie Julie (skądinąd Amy Adams bardzo sympatyczna w tej roli) której wątki są dosyć naiwne i irytujące momentami. 
Oczywiście absolutnie popieram żeby coś zrobić ze swoim życiem, kiedy przyjdzie iskra "chciejstwa", choćby w postaci bloga, ale niektóre problemy z którymi boryka się Julie (mąż) nawet mojego TŻ wyprowadziły z równowagi swoją bezsensownością i brakiem występowania tego typu sytuacji w realnym życiu.

 Julia Child - pic from HERE











Me, t-shirt: H&M, earings: Stradivarus/ harem pants: Numph



Julia Child - "Mastering the Art of French Cooking", to buy  HERE

"Julie & Julia" 

niedziela, 23 maja 2010

Trwają przygotowania ubraniowe do wesela na które się wybieram   niedługo. W szafie przybyło więc klasyki z wyższej półki, klasyczne, czarne i na o dziwo niewysokim acz bardzo staroświeckim obcasie szpilki Aldo (obcas nieco niższy i barsziej pod piętą (wersja retro totalne, ale za to bardziej stabilne) i chanelka, matowa, srebrno-czarna, "jamnicza", MI SA KO. Do tego doszła czarna branzoletka H&M, udająca dużą i ciężką z dużymi, czarnymi "kamieniami" i kolczyki ze Stradivariusa w kształcie liści. To wszystko wespół z beżową marynarką z Zary i czarną, pikowaną-plisowaną narzutką, grzybkiem z H&M ma stanowić zestaw w którym będę się czuła nareszcie ubrana tak, jak sobie zaplanowałam (zwykle taki planowanie mi nie wychodzi i potem na wesele wybieram się w czymkolwiek co się nadaje)
Do tego przybyło trochę casualu w postaci wyprzedażowych zdobyczy - jeansowych marchewek z Vili i militarnej tuniki H&M w militarnym kolorze, do tego białe, tanie jak barszcz jazzówki (dandysówki ;) z Atmosphere, tak, najwygodniejsze butki na świecie i praktycznie do wszystkiego mi pasują.
Przymierzałam się do zakupu kaloszy...ale powódź w tym roku, choć zalała moje stare okolice, większość Wrocławia oszczędziła a i deszcze się chwilowo skończyły (jak i moja pula finansowa na tego typu wydatki na ten miesiąc). W lipcu ma padać...więc temat kaloszy zapewne wróci :)

Nareszcie upolowałam słynne H&M-owskie leginsy ze skorzaną wstawką na kolanach, z tym, że zostałam fanką tych w wersji czarnej, do tego pasiak i równie sławny jak leginsy, H&M-owski worrior neklace, który dostałam od narzeczonego na urodziny,  ale nie w wersji srebrnej jak chciałam...ponieważ zdobycie go w tej wersji graniczy z cudem. Lepiej jednak późno i w "złotej" wersji, niż wcale. Dziękuję kochanie :*
Na lato, które chyba w tym roku nie nadejdzie...i na wesele jako zamiennik dla szpilek, które choć wygodne, ale nowe, na pewno skatują mi stopy wcześniej czy później - baleriny Bershka ze skóry zamszowej, czarne, bajecznie wygodne. Niesamowicie udany zakup wyprzedażowy i to doskonałej jakości.
Naszyjnik Asosa ciągle czeka na upolowanie (i oby doczekał) za to wpadł mi inny, z Pull & Bear, którego wkrótce obfoce, podobnie jak Stradivariusowe kolczyki liście.

Nie miałam światła ani czasu w tym tygodniu, żeby w końcu obfocić się w ciuchach, ale sie poprawię, obiecuję. Szafiarka ze mnie co prawda żadna, nigdy nie planowałam, żeby blog był wyłącznie o tym, bardziej mi zależy na napisaniu w końcu artykułu o Dorianie Grayu (tak, na podstawie Wilde'a ale w wersji filmowej, niedawno obejrzanej) - ale nadrobię :)

I've started to prepear my outfit for my friends wedding, from quite some time now. I must say that finally set looks like I wanted it to be. I found perfect classic black heels in Aldo, black chanel-like little bag in MI SA KO, beige Zara blazer, leaf gold earings in Stradivarius and black heavy-like bracelet in H&M. This with my H&M Garden collection nude dress is ment to be the "wedding set" for next week. Now I just have to make my skin look less pale...and I'm afraid that summer is never going to come to Poland this year.

I've finally found famous H&M legins with that funny geometric leather insert in the knee area. I prefer them in black, not in beige, so it looks like I'm not THAT trendy after all. Also found carrot-pants in Vila (in Polish we call it like that way, I have no idea how to call it in English...I don't know,  a version of "harem pants"?) military H&M tunic in true military colour, Atmosphere white jazz shoes (oh I love it!) and stripped H&M t-shirt for my marine-like sets. I couldn't get golden Asos bow neklace but I found something nine (and with bow) in Pull & Bear. My fiondse found me my most wanted H&M worrior neklace, in golden version - thaks honey :). Promise that finally I'll make some fotos of me in that stuff, but I really had no time and no proper light for making photos this week.
And I still didn't write my article about Dorian Gray (Yes it's Wilde's most famous novel, the movie version I've recently seen).I'll be better, soon :)

It's going to rain heavily in july, so I deffinately have to buy myself  some nice pair galoshes.
Right now we have flood in Wrocław, but it's nothing compared to that one from '97.

H&M worrior neklace


leggins: H&M/ black flats: Bershka/ neklace: Asos/ stripped t-shirt: H&M/ beige blazer: Zara spring/summer 2010.
marchewy jeans: Vila/ jazz shoes: Atmosphere/ military tunic: H&M

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

"Hummingbird" (Oh I adore NUDE!)


 Nareszcie przyszła moja "postwiktoriańska" bluzeczka z Topshopu w kolorze "NUDE", bo jakżeby innym (choć na klasyczną, białą też się zaczaję). Kobieca do granic, wygodna i...no romantyczne te falbanki.
Niestety akurat nie miałam jak zrobić sobie zdjęcia w całości, są więc w "częściach". Detale są widoczne.
Kolor mnie ostatnio urzeka, choć jestem blada i myślałam, że będe wyglądała na chorą...no niekoniecznie, bardziej na eteryczną, a bardzo mi taki look odpowiada. Bardzo mi to przypomina mnie z kiedyś.  Do tego uwielbiam wręcz draperie na ciele w odpowiednich miejscach, a w moim przypadku nie ma lepszego miejsca niż dekolt :)

My new, as I call it - "postvictorian" nude top has finally arrived. Oh I just love nude...I was afraid that I'll look pale and sick, but surprisingly I didn't. Ethereal, more likely - and I like that kind of look. It rteminds me myself from "then", 10 years from now. I also like drapes and frills.


nude top: Topshop/ tights: H&M/shorts: second-hand/ bracelet: H&M
Three Fish "Hummingbird"

of the men who were loved by you
some were lookin for a woman to play
one who could venture to the empty rooms
and carry their bodies away
of course there's a ghost
and maybe one was a king
he whispered but never came through
one so alone, sad as a poem who hovered by the window then flew
away from poison rainbows
away from fallen snow
away from stumblin' footsteps
away from so alone
but to lie down beside you
to feel the heart beat in your breath
to carry my song to you
to bury the words inside
is all i really want

twisted and simple,
you curled into the shoulder
of a joker that could not surrender
like some endless river,
he broke into the layers
sunsets darken the waters
of course there was laughter
in this shelter of strangers
in the rooms of "i love you"
"i love you"
one so alone, sad as a poem
who hovered by the window then flew
away from poison rainbows
away from fallen snow
away from stumblin' footsteps
away from so alone
but to lie down beside you
to feel the heart beat in your breath
to carry my song to you
to bury the words inside
is all i really want
Ten kawałek dedykowałam ponad 7 lat temu mojej miłości. Zadedykuję jeszcze raz, bo wiem, że czasem tu zagląda :)
Wspaniałe wspomnienia mnie naszły.
Nadal słucham Three Fish...Fantastyczne mam wspomnienia związane z konkretną muzyką pojawiającą się w moim życiu. Z poznaniem konkretnego zespołu, zwykle wiążą się moje wspomnienia. Dźwięki przywołują schowane gdzieś głęboko w pamięci obrazy i zapachy. 

I dedicated this song to my love, something about 7 years ago - and I'll dedicate it to him again (I know that he visits me here from time to time ;))
I still listen to Three Fish. Memories mar my mind every time I listen to them. I must say my memories are bound with many bands, many kinds of sounds. Music reminds me of smells, colours and views from my past.

środa, 21 kwietnia 2010

Kwietniowo, czyli.../Even more flowers.

Jak to mawia się o kwietniu, że przeplata," trochę zimy, trochę lata". Dokładnie to ma miejsce dzisiaj. Słońce świeci, ale jest zimno. Miałam nadzieję, że wybuch wulkanu jeżeli cokolwiek zmieni w pogodzie to...na "ciepłe", ale najwyraźniej nic z tego. Nie wiem co mnie napadło, żeby założyć bokserkę i zaprezentować moją bladość wiosenną, ale tak chadzam po domu ostatnio. Nie chciało mi się marynarki zakładać Właśnie takiego kwiecistego topu szukałam. Nadruk różany topu Atmosphere, jakoś bardziej wizulanie mi wchodzi, niż ten np. H&M-owy. Poszukam z pewnością jeszcze ze 2 odcieni. Na ten ecru polowałam już jakiś czas, na szczęście w końcu się udało i jakimś cudem pokonał pył wulkaniczny i przyleciał do mnie z UK air mailem :)
Naszyjnik, to stara zdobycz z H&M. Chciałam dodać jeszcze więcej kwiatów.

I can feel it's april. Some days are cold, some warmer and sunny. Today is sunny, but cold day. I don't know what got into me, that I wore top with no blazer, showing my spring pale skin (it's way too pale). I hoped that Iceland's volcano eruption will make weather a bit more warm but...it didn't. I like rose print on that Atmosphere top. Visual I like it more, than those H&M ones. It's like more 'old fashioned' I think. It flew to me yesterday,  form UK, despite of volcanic ashes over Europe.
Neklace is old (H&M) but I wanted to add even more flowers.

flower power, rosy top: Atmosphere (denim & co)/ shorts: Atmosphere (denim & co)/black tights: H&M


 Charlotte Martyr jewelery, more? : HERE
 A tu naszyjniki Charlotte Martyr...ach...jak je upolować?
Mam dzisiaj jakiś nostalgiczny, żeby nie powiedzieć, wiosenno-depresyjny nastrój...Naszło mnie na Three Fish, stare dzieje, masa, masa wspomnień. Kiedy słucham czuję nawet zapachy z kiedyś...i ta temperatura muzyki i znowu che mi się śpiewać, jak kiedyś. Ciepło-chropowaty wokal Robbiego Roba, znajoma gitara (ukochany dżwięk gibsona) Jeffa Amenta z Pearl Jam. No nic, tylko się zanurzyć we wspomnianiach. Kocham obie płyty Three fish, "Three Fish" z 96-go i "The quiet table" z 99-go.

Memories mar my mind today. Spring always makes me feel a bit nostalgic. I found my old Three fish record and started to listen to it again and again. When I listen I can almost feel smells and tastes of my memories. It's fantastic. I like Robbie Rob's vocals...and warm, gibson sound of Jeff Ament's guitar (Pearl Jam). Oh I love both Three Fish records, first one: "Three Fish" and another: "The quiet table". Here is what I'm listening right now...over and over...and over...

"Laced":

So inside, in her tenderly fashion
Felt the life so entwined in a whisper
Laced
If she should, if she could, if she should
If she should fall away
Into the water


wtorek, 20 kwietnia 2010

Jazzy

Tym razem trochę jazzu. Uwielbiam swoje jazzówki. To chyba są z balerinkami, najwygodniejsze buty na świecie, z mojej całej kolekcji. Tak wybrałam się na małe wyjście, pozałatwiać swoje sprawy. Wełniana militarna kurtka z Zary, to moja ulubienica ostatnio. Będę chwalić całą wiosnę fakt, że ją znalazłam na jakiejś kocmicznej już ostatniej zimowej przecenie. Rajstopy w kropki, blues H&M, to oczywiście gorący trend sezonu, a ja nie mam nic przeciwko nie byciu oryginalną, ze względu na jakiś panujący trend. Mam zasadę, że "byle mi się podobało" inaczej nie założę, choćby to było od Chanel.
Spódnica to nowa kolekcja Pull & Bear, prosto z dostawy. Akurat trafiłam na nią w trakcie mojej poprzedniej wycieczki na miasto.

Byłam ostatnio u fryzjera na podcinaniu końcówek, przydało im się to, bo je ciągle poddaję próbom ogniowym lokówką (porządna, ale jednak...) A w maju...ach jak ja kocham maj (to w koncu mój urodzinowy miesiąc) przymierzam się do zmiany koloru włosów na 2 tony jaśniejszy. Kolor już wybrany (jasny kasztan złoty) No zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Wiem, że to może brzmieć jak przechwałki, ale...jak tak oglądam swoje zdjęcia to mam wrażenie że się prawie w ogóle nie starzeję i ciągle wyglądam 10 lat młodziej niż metryka przewiduje. Oby tak zostało. Nie oszukujmy się oczywiście, pod lupą doskonale by było widać, że nastolatką już nie jestem.

This time - a little bit of jazz. I just adore my jazz shoes. It's the most comfortable pair of shoes in my closet. I was going out to take care of some errands.  Happily I wore that black military jacket from Zara because the day was colder than I expected.  That polka dot navy blue tights I'm wearing, I found in H&M (blues collection). I don't mind not to be original if I like specific trend.
I like that trend I must say...its so "girlish" :)
Pull & Bear skirt I foud when I went shopping last time.

I kon it may sound a little lame, but I look at my pictures and still look like I was 10 years younger. Oh I hope it stays that way. Ofcourse looking closely you would see I'm not a teenager anymore.
Few days ago I was seeing my hair stylist to refresh my haircut. In may, I'm planning to make my hair colour a bit lighter.


navy blue polka dot tights H&M blues/ jazz shoes: Heavy Duty/ skirt: Pull & Bear (new)/ bag: H&M/ military jacket: Zara/ top: Bershka.



Tej spódniczki nie kupiłam za pierwszym podejściem, po czym dwa dni później specjalnie po nię wracałam do Pull & Bear. Jest ciepło-szara, z bardzo subtelnymi przetarciami. Tulipan super wygodny ze świetnymi, szerokimi kieszeniami, doskonale dodaje mi bioder, których nie mam. Tutaj rajtki były w duże, przeźroczyste kropy, czyli polka dotts do oporu. Moje wnętrze ciągle przed remontem, więc paskudne i nie dobre jako tło, ale cóż...za zimno mi ciągle żeby z gołyki rękami latać po dworze :)

I didn't buy that skirt when during my first visit to Pull & Bear, to see new arrivals...and I came back for it two days later. It's very comfortable and makes my hips look like they should. I like that warm grey colour of jeans (yes its warmer than in the picture). I just love tupil skirts, that shape is just for me. My apartament is still before renovation, so it looks horrible as a background for home made photos, but it's too cold for me not to wear jacket outside.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Down the rabbit hole...

Zaproszenie na herbatkę do Szalonego kapelusznika?. Czemu nie.
Fanką  "Alicji w krainie czarów" i "Po drugiej stronie lustra" L.Carrolla jestem odkąd skończyłam 9 lat (wtedy pierwszy raz przeczytałam książkę).
Od tamtej pory zdarza mi się do niej wracać.  Zawsze znajdę coś nowego, jakis zupełnie nowy, aktualny wymiar, coś,  mnie na nowo zaintryguje. Fantastyczna książka, wielowymiarowy, pełen absurdów, paradoksów i metafor zapis snu dziecka. Piękna, barwna bajka dla dzieci i dorosłych - w której,  myślę - każdy znajdzie coś dla siebie.
Polecam znającym angielski przeczytanie książki w oryginale - "Alice's Adventures in Wonderland".

I'm a huge fan of L.Carroll's "Alice in Wonderland". Since I was 9 I was in love with that book, and still am. I can always find some new meanings in it. Reading it is like peeling the layers of metaphors and paradoxes, to the core. Author was described as having a Jekyll-and-Hyde personality and the book feels this way.
I've seen "Alice"- the newest movie, by Tim Burton... I was dying to see it, and I must admit that I was a bit dissapointed. Burton has lost all of that complex multidimensionality of the book. Ofcourse I know that the movie wasn't supposed to be a copy of the book... but still... I'm not sure I want to see Alice as a buisnesswoman in the end after all that she has seen in Wonderland (Is that really all? all that knowlege just for learnig how to handle her life?). Where are all experiences from the mistical journey? Someone from Disney Studios who wrote the script made it linear and well...a bit boring and predictable (OMG like anyone knowing Disney Studios would be surprised ;)). So...there was no place for Burton in that script anymore, his famous mystery and drama.... I think that years ago, without Disney involvement it would be a great movie.
I still love mr. I still love Burton's cinematography but...watching Alice I was afraid that he just got old and tired of making movies somehow.

Oczywiście muszę się przyznać, przy okazji, że widziałam już "Alicję.." w wersji Burtonowskiej, potraktowanej dosyć płytko, jednowymiarowo...ach kolorowo i jako coś, co ma być przede wszystkim ucztą dla oka. Stety i niestety...no od razu było czuć, Disneyowskim scenarzystą, który maczał palce i nie pozwolił specjalnie Burtonowi być Burtonem...(bo przecież nie uwierzę, że Burton osobiście wpadł na to, żeby spłycić jedną z najbardziej wielowymiarowych książek dla dzieci ever...od czasów Braci Grimm)
Muszę przyznać, że jako fanka książki (choć wiedziałam, że film będzie oparty na książce, a nie jej filmową adaptacją po prostu) po obejrzeniu filmu poczułam się zawiedziona. Tu już nawet nie chodzi o Alicję...chodzi o Tima. Jakby nie było jestem również zagorzałą fanką Tima Burtona (począwszy od jego pierwszego dzieła z bulterierem w roli głównej - "Frankenweenie").
Speaking of which:



W jego najnowszym dziele, "Alicji w Krainie Czarów", Tima było możnaby rzecz "mgliście niewiele"...a straszna, kurczę, szkoda. Zabrakło mi burtonowskiego dreszczyka, jakiejś takiej charakterystycznej dla jego filmów magii. Było ładnie, technicznie świetnie, a scenariuszowo...blado, no i liniowo. I ta Alicja, która "wyrasta" na końcu na rasową emancypantkę, dorastając nagle, na oczach widza, przejmując kontrolę nad swoim życiem. A gdzie prawdziwe irracjonalne mechanizmy podświadomości rodem z książki?
Przecież w snach nie jest istotne czy jesteśmy dziećmi, czy dorosłymi. Czy naprawdę tak istotne było, żeby Alicja na końcu filmu stanęła na czele rodzinnego interesu?
Ja nie wiem czy mnie interesuje to, co się stanie z Alicją kiedy się "obudzi"...ja chcę, jak każde duże dziecko, żeby świat snów był prawdziwy, żeby trwał. Chcę go eskplorować, kiedy trwa. Interesują mnie zawiłe ścieżki świata magii, "dżungla" wyobraźni. Nie obchodzi Alicja jako przyszła buisnesswoman. Oglądając film, nie mogłam się pozbyć wrażenia,  że Alicja niby dojrzewa, ale wcale tak naprawdę nie ewoluuje jako postać, mam wrażenie, że od początku do końca jest taka sama ( to po cholerę trochę się robi ten cały wypad do krainy czarów...jakiś mały impakt miał najwyraźniej)
Kapelusznik (w tej roli boski Deep) też mnie nie zaintrygował...a kiedy w końcu zatańczył, wywołał krzywy usmiech niezadowolenia na mojej twarzy, powiało nudą i tak niepotrzebnie - współczesnością.


W tym miejscu zadedykuję sobie i komuś, kto akurat wpadnie na tego posta wiersz kończący 
opowieść o Alicji. Jestem pełna nadziei, że jeszcze dostrzegę ekscentryka w Burtonie, przy okazji jakiejś kolejnej produkcji. Po seansje Alicji cisnęło mi się na usta, że może się Burton...nie wiem...zestarzał? Jak to ktoś napisał trafnie moim zdaniem na IMDB..."Once upon a time, there was a young visionary director called Tim Burton" - po obejrzeniu "Alicji.." można niestety odnieść takie wrażenie.

WHICH DREAMED IT?

A BOAT, beneath a sunny sky
Lingering onward dreamily
In an evening of July --
Children three that nestle near,
Eager eye and willing ear,
Pleased a simple tale to hear --
Long has paled that sunny sky:
Echoes fade and memories die:
Autumn frosts have slain July.
Still she haunts me, phantomwise,
Alice moving under skies
Never seen by waking eyes.
Children yet, the tale to hear,
Eager eye and willing ear,
Lovingly shall nestle near.
In a Wonderland they lie,
Dreaming as the days go by,
Dreaming as the summers die:
Ever drifting down the stream --
Lingering in the golden gleam --
Life, what is it but a dream?
 Alice Liddle...nie będę wnikać, czy fascynacja Dogsona (Carrolla) 6-ciolatką była zdrowa, czy niezdrowa.

To jeszcze nie koniec. Jeśli już jesteśmy przy Alicji... Choruję ostatnio na retro naszyjnik, coś w klimacie Krainy Czarów. Póki co zabrałam się za poszukiwania bufiastej sukienki, która wyglądałaby jak narzuta babci, w angielskie różyczki. Znalazłam to, czego szukałam w Bershce tym razem. Pokochałam tę sukienkę od razu i najchętniej kupiłabym jeszcze ze 3 w różnych wariantach kolorystycznych.
Do tego saszki Pull & Bear, bo potrzebowałam czegoś płaskiego zanim zwężę sobie cholewki moich kochanych, zdobycznych wysokich, rudych kozaków tej marki.
Do tego biała koszulka, również Bershkowa, coś idealnie pod moją beżową narzutkę, upolowaną tydzień wcześniej w H&M.

I would like to buy myself new jewelery (Alice flavoured neklaces). It's hard to get in Poland. So i must wait a bit to get one. I was looking for a perfect flovery dress and I foun in Bershka. It supposed to be gray and look like an old, rosy  table-cloth.


dress: Bershka/ leggins: Bershka/ sash: Pull & Bear
Zdjęcie jest jakie jest, bo ciemnawo już było a wtedy fatalnie wychodzą mi mieszkaniowe foty. Ale jest :)


Almost perfect nude/ sweater: H&M/ top: Bershka/ headband: H&M

A teraz troszkę inspiracji: 
  
John Emms,Young Girl with Shetland Pony and Collie
Zegar mojej babci./My grannies clock.

ciekawy sklep internetowy.


... i zegarowe, czy po prostu retro naszyniki, które bardzo bym chciała mieć/...and clock, or just retro neklaces I would really like to have.


 
Pierwsza filmowa wersja Alicji, z 1903r./ First ever film version of "Alice..." 1903

środa, 14 kwietnia 2010

Garden :)

H&M postarał się na wiosnę z nową, "organiczną" kolekcją. Jest to sporo ubranek, w które chętnie bym się wsunęła. Mam cichą nadzieję upolować przynajmniej kilka rzeczy z tej cholernie ładnej kolekcji, nwiązującej do stylu lat 70-tych. Flower power jednym słowem, spring rules!
Polowanie zaczęłam od zakupu tej sukienki, której góra mnie zachwyciła. Oczywiście przepłaciła, bo kupiłam ją przez allegro, ale co tam. Mam skojarzenia z kolumną dorycką, kwiatem, a nawet serwetką zakładaną na pieczoną kurzą nóżkę. Przy tym fason bombka, odcinana pod biustem, idealna dla mnie.Teraz tylko muszę wymyślić buty i kopertówkę, bo zamierzam się w niej wybrać w maju na wesele znajomych.

I love new Garden Collection from H&M, made of organic cotton. There are many nice clothes I would like to wear from this 70-ties like, flower -power-spring collection. Especially one dress cought my eye, it reminded me ancient Greece in some way (architecture). I decided to buy it  and I ofcourse overpaid, cause I bought it via internet -but...naaah, whatever. I would like to wear it for my friends wedding. I just have to find proper shoes and little bag.



My new "Garden"  dress, just arrived. Now I whave to find proper shoes...

H&M Garden collection


A to mój przydomowy "garden" i czekam własnie aż zakwitną w nim drzewa.
This is my garden. I'm waiting for the trees to bloom.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Spring is for Walkies!




Udało mi się w zeszłym tygodniu wyrwać na dłuższy spacer do najpiękniejszego parku we Wrocławiu (Park Szczytnicki) Fantastyczna pogoda zaowocowała dwoma godzinami spaceru, jednak warto dodać, że to był dzień świąteczny, bo normalnie ostatnia rzeczą w moim przypadku byłoby zakładanie rajstop na wiosenny spacer z psami. Zoey natychmiast zrobiła mi z nich jesień średniowiecza.Kulturalna Mattie nie śmiałaby nawet.
No, ale Zośka to szczawik bez klasy jeszcze ;]
Bardzo mi się przydała wełniana marynara militarna, która upolowałam na przecenach w Zarze na koniec zimy. I rude jazzówki, których nie widać na zdjęciu. Muszę coś zrobić z kolorem włosów, bo za często wychodzi czerwony na zdjęciach, kiedy w rzeczywistości to przyzwoity kasztan opalizujący. W roli fotografa wystąpiła moja ukochana mama, która wybrała się z nami na spacer.

I love walking my dogs, especially if we are in the most beautiful park in Wroclaw - Szczytnicki.
Weather was lovely so we went for a long walk, and everything was great exept that I wore tights...and dogs, especially Zoey was with me.
Zoey made few really big holes in it. I knew that's going to happen, because she's a little psycho. I was prepeared for that... Well...it was my holiday - Easter
outfit. I wore my new H&M black shorts, military blazer from Zara (I found it during winter sales) and my beloved foxy red jazz shoes.
Photos were made by my mum, we took her for a walk with us, so she could relax afret spending hours in the kitchen prepearing one hell of a great dinner for our whole family.
Thanks god for the weather, cause I would rather not imagine how would I look if it was raining.