Fancy squirrel, call me.
Jesień za oknem, liście lecą na głowę...ale, przede wszystkim zimno już (choć moi sąsiedzi twierdzą że jeszcze nie) Ja uważam, że zimno, widocznie tak się uważa, kiedy się jest chudym, kościstym i żylastym. Skórzane leginsy niewiele pomogły (zaskakująco w nich przewiewnie mimo wszystko) za to ruda narzuta to błogosławieństwo prawdziwe. Wielka, ciepła i...wiewiórkowo-arabeskowa. Czapki też już zaczynam nosić, betety moherowe w końcu rządzą. Nostalgicznie...bo jakoś tak samotno choć przecie ja nie samotna. Ech, jesień...
It's autumn, with its all colours...and it's getting cold (my neighbours say that not yet). Well, I think it is cold, and I'm sure you'll think like that if you are skinny, bony and tiny as I am. Lether leggins helped just a bit (whoa! I didn't expect that it'll be so airy...) Red, giant scarf was a blessing. I also began to wear capes.
Nostalgic...cause I feel...I don't know...lonely? Byt I'm not lonely. Damned autumn.giant scarf: Zara/ leather leggins: Vila/ boots: Peacocks/ tunic: Terranova/ cap: H&M/jacket: Pull & Bear
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz