środa, 16 grudnia 2009

Zimno, więc potrzebuję coś ciepłego / It's cold, so I need something warm.

Kiedy zaczyna mnie nudzić klasyczna czerń, przerzucam się na ten zimno-zielony, antyczny już płaszczyk A-form z H&M, kupiony dawno temu w second-handzie. Urzekł mnie zabawny pelerynkowaty fason a'la lata 60-te, duże obszywane guziki i te kieszonki, które kojarzą mi się z harcerskimi mundurkami.
Wychodzi coś w stylu małej Mi, z tym że wcale nie takiej małej i nie w czerwieni. Na kieszeni siedzi sobie pin z nieśmiertelną Audrey w ekscentrycznym kapeluszu na głowie. Mój beret nie jest może ekscentryczny, ale ktoś mi ostatnio powiedział że taki, noo 'artystyczny'...Ja swoje artystyczne czapki to pamiętam z czasów plenerów malarskich sto lat temu jeszcze w Liceum Plastycznym, kiedy to wszystko, z czapką włącznie miałam upaprane farbami :)

When I feel fed up with classic black coats and jackets I put on this blue green A-form coat. It reminds me of 60-ties and  girl scout uniform (that funny pockets). It cheers me up whith its form and that big, round buttons. On my right pocket I've got a pin with Audrey Hepburn in funny hat. Someone said that in this beret I look like a painter...well, I remember my 'artistic' hats and berets I was wearing during my open air painting sessions in my secondary (Art) school. It was all over in paint stains, so back then it was truly "artistic". Today its...just a beret.




coat: H&M/ stretch denim jeans: Zara/ boots: allegro/ bag: Tally Wejl/beret: H&M/ gloves: Chanel  /scarf: made by my mummy :)


Blue green make up.


two funny looking whippet guys :)  Digital art  2007.





A tutaj prezent gwaizdkowy dla teścia mojej siostry, wymyślili z mężem że będzie to ich wspólny portret sprzed lat, z motorem bliżej nie określonej marki (albo ja po prostu nie wiem). Zmusiło mnie to zlecenie do klasycznego rysowania, którym sobie od czasu do czasu dorabiam.

Christmas present for my sisters father in law. Classical drawing of him and his whife when they were young, with a bike (I have no idea of what kind). It was commissioned by my sister and her husband, it reminds me that I stil can draw a classical drawing.
Very romantic huh? :) ( it was great to picture those wild times...when they were young)







czwartek, 10 grudnia 2009

Late night roses.

Obił mi się o oczy ostatnio pokaz Kenzo na jesień 2009 i rzuciło w oczy kilka różanych motywów.
Widziałam już pare takich na sweterkach i spódniczkach z Assosa. Takie herbaciane albo irlandzkie różyczki a'la czasem art nuveau, a czasem po prostu "jakieś retro", przesympatyczny motyw na zimę. A nawiązując do jesiennego pokazu Kenzo, naprawdę nikt mi nie powie że folk jest passe...tak na marginesie, nie będzie tez passe na wiosnę :).Dotąd jednak w ręce mi nic różanego jakoś nie wpadło, za to wczoraj wpadła mi w oko w Zarze spódniczka, zobaczyłam ją na manekinie razem z czarnym bufiastym long topem i ramoneską. Zestaw mi tak wpadł w oko że poszedł do domu razem ze mną (bez ramoneski bo swoją już mam). Musiałam się pocieszyć wczoraj a różowe różyczki dawały po oczach jak wesoły neonik :)
Moherowe kawowe bolerko H&M  jest prezentem, a że zimno to się przydało w klubie nocą.

Lately I've seen Kenzo fashion show for fall 2009, and...I'm sure that folk style is not out yet.
I've been to Zara and that rosy mini skirt occured to me, I decided to buy it in set with nice black top with puffy shoulders. Set looked good with black biker jacket, black shiny leggins and black velour boots.
I had to comfort myself, 'cause my day wasn't nice compared to the evening and night :)
Short cofee cardigan from H&M was a gift, It was warming me up because the night was really cold.




Tak tak, Billego Corgana albo się lubi, albo niecierpi ;) zawsze kiedy go nucę to go przedrzeźniam i wychodzi bardzo zabawnie, ale lubię Pumpkinsów :)
It's like you love Billy Corgans voice or hate it. I make fun of that often, but I just like it.





Ja bym jeszcze poprosiła sweterek różany :)
O...i prawie zapomniałabym o mojej nowej zdobyczy, torebki z Zary, która miała być workiem na łańcuszku - a już myślałam że nie znajdę większego i niepikowanego ekwiwalentu Chanlekowatych torebeczek a'la Atmosphere.

I would like also a nice, rosy sweater.
Oh...Ialmost forgot about my new Zara bag. I wanted a bigger, not swooped baggy-bag with golden chain and I found.







poniedziałek, 7 grudnia 2009

Mój ukochany stary płaszczyk & prawdziwe chanelki/ My beloved old coat & real Chanel gloves

Uwielbiam ten stary płaszczyk z Pull & Bear, podejrzewam, że będę go nosić, podobnie jak kurtkę, tej samej marki, którą kupiłam już ze 3 lata temu razem z tym płaszczykiem. Nie jestem typem "zdobywcy" jeśli chodzi o "konsumenta" ciuchów. Ciągle jeszcze mam takie swoje starocie, do których po prostu jestem zwyczajnie przywiązana. To są z resztą rzeczy, które nadal wpisują się w trendy, są klasyczne i na tyle dobrze uszyte i noszone, że się całkiem przyzwoicie trzymają.
Skórzane leginsy przerobiłam sobie sama, bo wymagały zwężenia. Botki to dosłownie atrapa butów, ale czego wymagać za grosze.
Tunika to kompilacja lat '40-stych i końca lat '80-tych, świetnie 'siedzi" z moją ramoneską, ale kiedy mi zmarzł zadek, poszedł w ruch stary płaszczyk. Co wełna, to wełna.

I love that black Pull & Bear coat. It's quite old, but still fits and is really needed, because it's getting much colder now.
I'm sure I'm going to wear it just like my black short jacket 'till it doesn't look like old rags. I'm a nostalgic type of cloth consument - I'm getting used to many of those things, and it's hard for me to say good bye. Of course many of them are classics, so they still fit to trends even three years later.
Those leather leggins I wear I had to make a bit more skinny. Boots...well...they just look like boots, but are made of something very far from leather (was it really cheap monday?). Zara TRF checked tunic, looking like if you put 40'-ties and 80' ties together and mixed it. I know it looks good with my leather biker jacket, but hey my ass isn't cold resistant.





coat: Pull & Bear/ leather leggins: Vila/ boots: allegro/ checked tunic: Zara TRF/ scarf: mummy made :)





tunic Zara TRF/ cardigan: Zara/ leather leggins: Vila


 Teraz przyszła prawdziwa zima, marzną uszy całkiem konkretnie, a do tego marzną mocno ręce (a moje sa drobne i szczupłe i mróz jest wręcz tragiczny dla nich). Miło było wyjąć z szafy moje cudowne Chanelki. I to są prawdziwe Chanelki, które przyjechały do mnie jako prezent z NY dzięki uprzejmości mojej kochanej teściowej :) (która ma świetny gust z resztą). Muszę powiedzieć że co kurczę marka, to marka...i to JAKA. Skórzane, czarne są cudownie miękkie i ciepłe, na wielkie mrozy. Podejrzewam, że na biegunie północnym nie poczułabym w nich najmniejszego zinna. W środku mają cudownie miękkie futerko. Druga para, to wiśniowe długie, aż po same łokcie, z fantastycznej wełny, pięknie skrojone i uszyte. Teraz tylko muszę naprawdę uważać, żeby ich nie zgubić bo się zapłaczę...i to nawet nie dlatego że to Chanel (choć czuje się że to naprawdę klasa wykonania i designu), tylko dlatego, że są po prostu fantastyczne i strasznie się do nich przywiązałam.

When the real winter (lets say colder) came, my ears went so cold I was afraid to loose them, just like my fingers. It's nice to put on winter hats and gloves. And those gloves are special. Real, Chanel gloves, one pair made of lamb leather, with perfectly soft fur inside, and another, longer made of wool.  It was a gift  from my mother in low, right  from NY (yeah she has one hell of a good taste and she knows what's best ;) )
I must say that it's just perfectly made, you feel that this is Chanel...perfect to the last detail.. and come on! I just love to wear it.
Now I have to watch out for them 'cause It would be a pitty to loose them (like I always did with my gloves...eventually)


Chanel gloves, leather and wool.

No i czapki...mam ich sporo, ale zawsze mi się wydaje, że za mało. Trzeba uzupełnić zapasy :)
Moją czapą numer 1 jest fioletowy, akrylowy, podwójny krasnal a'la pan Beckham jak się później dowiedziałam (nie zwróciłam uwagi na aukcji allegro, że tam widnieje właśnie on w takiej samej, promując tę markę (tak, nie zwróciłam uwagi, naprawdę, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało).

And hats, I have a lot of them, but still I need a new one :)
My favurite one is that "Beckham brand" (I've found out that after I bought it, I'm not fond of football, but still nice hat :) )



hat: Veti, and my Serigraphy 2007, "Stealing monkeys", part of my diploma work at Academy Of Fine Arts in Wrocław.

P.S. Małpy z serigrafii kradną kamerę przemysłową, gdyby ktoś chciał wiedzieć ;)
P.S Those monkeys from my Serigraphy are stealing camera if somebody would like to know...;)




Na sam koniec jeszcze dorzucam kilka propozycji do mojej starej zielonej kratki z H&M, która aktualnie przeżywa u mnie drugą młodość (i tak mi się fajnie z wiosną kojarzy). Bombka z Terranovy (wersja ta sama, co sławetna "marynarska" ale bez złotych guzików) to moja najnowsza zdobycz. Jak zwykle jestem ostatnia, jeśli chodzi o jakiś trend (wszyscy ten model chyba mają i znają od dawna) ale jakoś mi to nie przeszkadza ;)

In the end I would like to gather few new things, few old and some of them green :)
Yes, it's my old H&M checked green blouse and some must haves like dark shorts, new black hat and that beautiful leather mini skirt (that other one I've already bought. I wanted "that"Terranova mini skirt, but without golden buttons - and finally I found it)





środa, 2 grudnia 2009

Lou Reed "This magic moment", czyli, stara miłość nie rdzewieje/ old love never dies.

Tak oto przypomniałam sobie o półprzeźroczystej retro bluzeczce w zielono-czarną kratę z H&M, zeszłosezonowej (swoją drogą to chętnie bym taką założyła tylko np. w wersji black&white, w której kiedyś też była dostępna)

W myśl starego porzekadła: "stara miłość nie rdzewieje"...no na pewno nie w tym sezonie :)
Nabyłam ostatnio kraciastą szarą sukienkę z Zary i byłabym zapomniała o zielonej bluzce, która się pięknie skomponowała z moimi nowymi granatowymi szortami i brązowymi "obcasami". Szorty kochałam i kocham zimą - z prostej przyczyny, mogę założyć grube rajstopy i ciut pogrubić moje zawsze jak dla mnie za chude nogi (foty zawsze dodają mi też na szczęście fałszywych kg. zwłaszcza z powodu lekko skracającej perspektywy z jakiej nierzadko sobie sama robię foty, ale nieraz nie ma innego wyjścia niż taka a nie inna perspektywa. Ach, no i bluzka będzie w sam raz do skórzanej mini i sławetnej bombki z Terranovy, ale wara od tych szortów z jeansu, miały tu być i koniec :)
Jakoś ten zestaw skojarzył mi się z "This magic moment" Lou Reeda z soundtracku  z "Lost Highway" Lyncha. Nie pytaj dlaczego. Randka z Lou Reedem i tyle.


I almost forgott about  my green H&M checked long sleeve retro blouse (from last season), but old love never dies, not in this season :) It's a pity that I didn't buy black & white version that time. I also bought this very nice Zara gray checked dress. I must make some pictures.
Green H&M blouse fit my new dark denim shorts and new brown boots. I love short's especially when winter's comming. It's all because I can finally wear something thick under, so my legs wouln't seem so skinny (photography always gives me few kilograms, but believe me, my legs are still too thin). I rthink that blouse is going to fit perfectlym my leather mini skirt and famous terranova mini black skirt (I choosed version without golden buttons)

Somehow my pictures reminded me of Lou Reed's song for "Lost Highway" soundtrack - "This magic moment" (don't ask me, it just did)

lets say it's a date with Lou Reed.




"Black dog runs at night" akwaforta,  2005 
To były moje pierwsze kroki na grafice warsztatowej swojego czasu i jedna z pierwszych w życiu zrobionych akwafort.




"This magic moment
So different and so new
Was like any other"

trala...tralala...la...la



shorts: Sister's point/ checked green long long retro blouse: H&M/ short coat jacket: Pull & Bear/ wet look leggins: Clockhouse/ beret: H&M/ boots: no name.
 






Green/blue/black make up.


Butk:i zakup z allegro, bardzo przyzwoita robota, za małe pieniążki. Tylko obcas okazał się ciut wyższy i Ewcia musi się obeznać z nowym sposobem chodzenia (raczej chadzam na niższym, a obcasy wyższe niż 4 cm to moja pięta achillesowa)

W domu niestety jeszcze gorzej mi się robi zdjęcia (ale już ładnie Mikołaja poprosiłam o nowy aparat więc kto wie, może oprócz rózgi dostanę coś jeszcze)
A bo ja taka niegrzeczna...wszystko na głowie stawiam nieraz. Ale może "Świety" będzie miłosierny (chyba powinien, nie?)


Boots, bought on allegro (Polish kind of e-bay).  Cheap, but nicely made. Only problem is that heels are a bit higher than I expected.  So now I  must feel a bit more familiar with a new way of walking... (usually I don't wear heels higher than 4cm, yeah I know it's sad and funny for some women, but I really don't care :)  Wearing high heels is something new and strange for me...but better late than never I suppose.
My home made photos arn't very well...but I have already wrote to Santa (hopefull he'll buy me a new camera). I wasn't good all the time this year but who knows...maybe he is merciful? (he should be, according to my knowledge)









wtorek, 1 grudnia 2009

Przelotem/ Flying by

Przedwczoraj Mattie uskuteczniała loty nad trawnikiem, Zoey jak zwykle przyszło się przyglądać.
Ach z jakim trudem jej to przychodzi...najchętniej po prostu zwiałaby, albo zrobiła bunt i wzięła zakładników, byle jej pozwolić też polatać. Ale nie ma takich lotów w planie póki co dla niej, wszystkie zarezerwowane są dla Mattie, podobnie jak piłeczka. Za próbę kradzieży piłki Zośka dostała z resztą po nosie od matki, no i ja noszę wpodnie w tym babskim stadzie, więc i ja wtrąciłam swoje 3 grosze jako surowy belfer.
Za zachowanie Zosi odpowiedzialne są szalone geny latającej matki, która ma obsesję na punkcie piłeczki.

Kurcze, zaczyna się robić zimno powoli...bardzo mnie cieszy mój wełniany H&M-owski beret, na który zamieniłam cienkiego krasnala :)
Chętnie bym zainwestowała jeszcze w jakieś grube krasnale a'la pani "No Fashion Victims"
Ale, o tym będzie nastepnym razem, teraz krótko o...lotnictwie :)

The day before yesterday Mattie was flying again...I should rather say: "as usual". Zoey was supposed to watch and she was devastated because of her need to join her mom. She was about to make a riot and take  hostages, so I let her go jumping around. Of course I couldn't because she would end up with no back legs...so when she couldn't fly she tried to steal the ball, but was quickly punished by mom. It's all because of that crazy genes that Zoey has from her sicko flying mother addicted to ball ;)

So far I am the only one to wear troussers in this "girlsband" so my word is always last and there is no mercy even if I'm tired and sleepy because I didn't sleep well. I said no riots!



Damn, it's getting cold. I'm so glad I have this H&M black thick beret. I exchanged thin cape for it few weeks ago and it was a good decision. I need few new capes just like this lady "No Fashion Victims" So what now? waiting for snow to come...
But now for something completely different....flying.





A przygrywał będzie Grizzly Bear/ Soundtrack powered by Grizzly Bear.



Ktoś tu się nie wyspał i to na pewno byłam ja..../ Somebody didn't sleep well...and It was definitely me.






Moja mama rządzi! nie? no ale nic czego ja bym nie potrafiła/  My mom is awesome, huh? well hello?!...nothing I couldn't do...


Tak matko, ty tu rządzisz.../  Yes mother, you're the mastaa...


Mattie przelotem/ Mattie flying by


Yeah! Who's your momma?


Flying redhead

niedziela, 29 listopada 2009

Lost Highway and loneliness on the Moon...

Tak. To musiało być to światło, ta fryzura i make up, żeby w trakcie słuchania ścieżki dźwiękowej do "Lost Highway" Davida Lyncha powyciskać trochę 7-mych potów ze starego aparatu. Ale już niedługo...nie mam aktualnie dużych wymagań. Potrzebuję tylko Lumixa porządnego. Prawdziwą, cenną , dziennikarską lustrzankę Nikona mam od lat, tylko czasu brak na zabawy w ciemni już, a i filmy, papier i odczynniki za drogie dla mnie aktualnie.
Ach...przypomniała mi się cisza ciemni fotograficznej i to dziwne uczucie bycia obserwowanym. Nieraz czułam się jak w filmach Lyncha (najpewniej za sprawą muzyki słuchanej z mp3, a to była prosta droga do zawału serca ;] )
Jego filmografia przerobiona została przeze mnie już kilkakrotnie, z "Lost Highway" włącznie. Kocham ten specyficzny "Lynchowy" klimat,  sposób prowadzenia narracji i doskonale dobraną do obrazu muzykę. Filmy Lyncha to świetna przechadzka po drogach osobistych obsesji autora. Ale - to dla mnie temat rzeka, na cały, dłuugi osobny post :)



I just had to have that photo session. It was "that" light, that feeling, that hairstyle and bad camera (I just need  Lumix, nothing elaborate) I was listening to "Lost Highway" soundtrack. I love David Lynch and his "way of private obsessions" in his movies. I like the whole crazy" thing "about them, and how Lynch deals with pictures, narration... and there's always incredible music that just fits. I like Lynch's private paintings colletion too :) 
I've watched almost all of his movies and I think that even if another one will dissapoint me finally, I'll probably still like him (besides, he's such a funny looking weirdo and he sound's funny). Lost Highway is one of that movies I've seen more than once. But...this subject is for another time.




 




Graphic



The pink room

 
curious?

 
weird.

 
friendly (horny)
and than...trying to like my bad,  hard to like  profile.

 




possesive, huh?




Jestem zapaloną audiofilką i kinomanką. Dzień bez filmu, czy dobego serialu
"do obiadu" to dzień stracony (jeśli chodzi o muzykę to nie odstępuje mnie na krok, a kiedy jej nie ma, to śpiewam ;) )
Ostatnio zaserwowałam sobie wieczór filmowy. Pomijając "agonyboothowy" Re-Animator ( z gatunku crappy horror movies) i całkiem przyzwoity"Public Enemy" z J.D i Ch.B) była perełka, "Moon" w reżyserii syna Davida Bowie - Duncana Jonesa (scenariusz: Nathan Parker). Dzięki mojemu TŻ wiedziałam wcześniej, że to będzie zdecydowanie pozycja warta obejrzenia. Autorom wyszła całkiem realna wizja przyszłości z Samem Rockwellem w roli Sama Bell'a, który właśnie kończy swoją 3 letnią misję w bazie na księżycu i lada dzień spodziewa się powrotu do domu (czyt. Ziemia). W bazie jest "tylko" on i "komputer pokładowy" (coś jak pozytywna wersja Halla z Odysei Kosmicznej) Gerty...i księżyc. Czy uda się Samowi powrót na ziemię i czy faktycznie jest w bazie sam, no i jak potoczy się ta "oda do samotności" to już musicie się dowiedzieć sami, spojlerować nie będę ;)
Powiewało moim zdaniem klimatem Lyncha właśnie, trochę "Obcym", a przydarzyły mi się flashbacki z Odysei Kosmicznej i "Solaris" (książki oczywiście, bo była świetna w porównaniu do ekranizacji) a nawet "Wiecznej Wojny" (też świetna książka i równie świetny komiks). Przednio się bawiłam, choć nostalgią też wiało. Bardzo pasował mi soundtrack, całość bardzo, bardzo polecam :)


I am a true movie buff I must say and a true music lover. Day without a movie or good tv series is lost for me (about music; It's always with me and if not...I sing). Lately I've seen "Moon" directed by David Bowie's son, Duncan Jones (Nathan Parker's scenario). Oh I knew it's going to be a good movie 'cause my boyfriend told me that (and I believe him when he says so). It was one of the best sci-fi movies I've ever seen, since 2001: A Space Odyssey, and Sam Rockwell as Sam Bell, alone on the moon was just great. The whole vision of future in this movie was quite realistic and well... I think I can say: probable. Authors did a great job. Pictures were stunning, and script - brilliant. Music somehow reminded me of  David Lynch movie soundtracks.

The plot, from IMDB, in case of me spoiling you all the fun ;):


Astronaut Sam Bell has a quintessentially personal encounter toward the end of his three-year stint on the Moon, where he, working alongside his computer, GERTY, sends back to Earth parcels of a resource that has helped diminish our planet's power problems
Is Sam alone on the Moon? or Is Gerty, another 'evil robot' Hall (2001: A Space Odyssey)?
Well...you need to see for yourself.
I give that movie highest scores on my list of movies worth seeing.






niedziela, 15 listopada 2009

Jesiennie i spacerowo/ Autumn walkies

To znowu my. Jesiennie, ale jak znam życie, zaraz będzie zimowo.
Zoey, od kiedy ozdrowiała jest w nieustannym ruchu, dwa razy szybsza niż jej zdrowa mama, Mattie.
Pogoda niestety ostatnio nie dopisywała i robienie sesji zdjęciowych pozostawało w sferze marzeń (+ aparat kitowy...ciągle)
No ale jesteśmy. Pogoda się ciut poprawiła i nawet wyszło słonko. Zochalek z mamą mogła sobie pobuszować w suchych opadłych liściach, na których tle ledwo było ją widać w biegu (fury tych liści z furkotem rozrzucała biegając) Co za radość na pycholach...no żyć nie umierać :)
Szkoda tylko że popołudniowy spacer zamienia się technicznie w wieczorny, bo coraz szybciej się ściemnia i już tyle co zwykle sobie nie pospecerujemy.
Zosiak skończyła już rehabilitację i ostro się resocjalizuje, jeździ ze mną po mieście i "bywa".
Zima nam nie jest na rękę, więc póki co będziemy się delektować jesienią kiedy nam będzie dane (czyt.będzie słonecznie). Zima to tragiczna pora roku dla dysplastycznego psa :( jest po prostu za ślisko...zwłaszcza na miejckich chodnikach....no ale czego to się już nie przeżyło. Najwyżej będziemy drobić jak gejsze ;)

Well...it's we again.... it's autumn, but we expect winter soon.
Since she is healthy now, Zoey's using her legs...actually, running like hell. She is now two times faster than her mom, Mattie. Finally weather was nice so we decided to make a little photo session. Autumn colours are perfect as a background for sable Rough Collies :). It's a pity that winter is near and it's getting dark too soon. Most of the time there is not enough light for my old, poor camera (I hope I'll get a new one soon...). Day is getting so short so we can't walk that much as usual. I mst say that winter will be bad times for us, for Zoey...it's not a good season for dogs with hip displasia...well we'll going to fight with winter, we must learn how to deal with that to the rest of Zoeys life.
Rehabilitation is now finished and Zoey is getting more familiar with doggy school, training and being "here and there" (she is now exploring the city).



My girl-s
 
Zoey explorer.
  
Miró Moja Pasja FCI

 
 Run Zoey! Run!
 
Mattie & Zoey
 Moje kochane dziewczynki, co ja bym bez nich zrobiła?/ My sweethearts, my beloved monsters, whole world :)

poniedziałek, 12 października 2009

Blacksad.

Jestem ogromną fanką komiksowej serii duetu Guarnido/Canales pt. "Blacksad" :)
Nie obędę się dzisiaj bez paru słów na temat komiksu tych dwóch Hiszpanów. Właśnie poluję na kolejny tom i nie mogę się doczekać kiedy wpadnie mi wreszcie w łapy.
"Blacksad" to kryminał noir, którego akcja rozgrywa się w Nowym Jorku lat 50-tych XX wieku, zamieszkałym przez antropomorficzne zwierzęta, a głównym jej bohaterem test John Blacksad, prywatny detektyw, najczarniejszy kot z czarnych ;)
Antropomorfizacja i rysunki przypominające styl wczesnego Disneya, bardzo ekspresyjne przy tym, oldschoolowe, ale bez wpadania w rysunkowy banał, ujęły mnie od pierwszego wejrzenia.
Warto wspomnieć też o kolorach, bo kolorowany akwarelami przez rysownika "Blacksad" po prostu rozkłada na łopatki kunsztem wykonania (nie wspominając że wczesno - Disneyowska stylistyka rysunku to moim zdaniem strzał w 10-tkę, w przypadku scenariusza p.Canalesa). Scenarzysta także dostaje ode mnie 6+. Komiks wart jak dla mnie każdej wydanej niemałej złotówki.
Gdzieś przeczytałam, że ktoś porównuje graficznie ten komiks do Thorgala (ja bym powiedziała mimo wszystko: "pfffff" Thorgal z całym szacunkiem dla p.Rosińskiego ale się chowa ;)). Kadrowanie, perspektywa jest po prostu mistrzostwem świata w "Blacksadzie", no i te kolory. Graficzne i fabularne retro w czystej postaci. Miau!

Właśnie doszły mnie słuchy że ma powstać adaptacja filmowa w reżyserii Louisa Letterier a produkcji Thomasa Langmanna (producenta m.in Incredible Hulka z Edem Nortonem i słabiutką Liv Tyler) Noooo, to pożyjemy - zobaczymy :) Szkoda że pan Del Toro nie chce się wziąć za reżyserię, bo jego filmowa wersja Hellboya była bardzo smaczna. Tak i nie mam nic przeciwko żeby lubujący się w horowo-fantastycznym klimacie nakręcił kryminał noir...naprawdę. Facet ma takie "oko" które by mi odpowiadało...no ale wiadomo, jeśli powstanie płaski scenariusz, to nawet..."Salomon nie naleje...".

I'm a great fan of "Blacksad" comic album series created by two spanish authors: Guarnido & Canales. I just he stroy is set in a film noir environment in  New York of the late 1950s lived by antropomorphical animals. maine character, John Blacksad is a private detective. True "black cat", reminds me something of Don Draper from tv series "Mad Men". I would even call him "homme fatale"...and he is so handsome! Mrau!
Dark cinematic like style, and Disney like oldschool drawings done in water colours are perfect for story written by Canales.
I loved that serie sat first site. I hope that I won't be dissapointed by future film version directed by Louis Letterier and produced by Thomas Langmann. Well...I must say that it's a pitty that mr.Del Toro wasn't interested. I love his Hellboy (the movie)...but we'll see. I don't care that this director is known by his horror-fantasy movies so far...I really would see him as a criminal noir director.




 Blacksad -created by Spanish authors Juan Díaz Canales (writer) and Juanjo Guarnido (artist), and published by French publisher. Pictures from: HERE

sobota, 10 października 2009

"Owls are not what they seem"

Myślę że na pewno znajdzie się ktoś, kto kojarzy postać Bobbiego Briggsa z Twin Peakes (swoją drogą mojego ulubionego serialu ever, jedynego któy w całości obejrzałam kilka razy)
Bobby-cwaniak posłużył mi za inspirację do tego setu.

I'm sure that somebody will recall Bobby Briggs from Twin Peaks (my favourite tv series, only one I've seen few times, and still love)
My new set was Bobby Briggs character style inspired.


 Twin Peaks, Dana Ashbrook jako Bobby Briggs (i reszta obsady)

Niestety z braku koszuli w czerwono-czarną kratę która powiewała Bobbiemu Briggsowi z ramoneski i musiałam posłużyć się także grunge'owymi pasami a'la Cobain i czarną narzutką Dorothy Perkins (coś miało tam zwisać luźno ;) )
Łapki w kieszeniach, bo się już zrobiło mocno jesiennie (tego samego dnia dostałam reąkawiczki z resztą)
Apropos stylu grunge...kiedyś był to mój styl. Szał na tę modę w Polsce zaczął się w latach 90-tych i akurat zastał mnie 16-17 letnią. Na długo został mi w pamięci. Dzisiaj po 10 latach znowu widzę na uylicy swoje ukochane martensy (miałam ze 4 pary w których chodziłam kilka ładnych lat) No i te koszule w kratę, których miałam multum i nosiłam tak długo, dopóki nie zrobiła się z nich szmata ;]
Jedyna stylizacja, której dzisiaj nie strawię w tym stylu to boyfriend destroyed jeans, bo dziur jakoś nigdy nie lubiłam, ani bezkształtnych spodni.

It's a pitty I didn't have Bobby Briggs style inspired check red & black shirt but I had striped Cobain like tunic and long Dorothy Perkins sweater without buttons (yeah, I needed something longer than jacket)
I felt a bit cold...'cause weather wanted to remind me that it's not summer anymore...and I need gloves (which my boyfriend  bought me yesterday because of that)
Well...I must say that in 90-ties (I was 16-17 when it got me) I prefered grunge style. And I love echoes of that style even today, after almost 10 years from that "grunge boom times". I just won't stand boyfriend baggy, destroyed jeans style.
And those dr.Martens shoes...I had 4 pairs...and I loved them deeply and truly. Guess what! now this trend came back, I can see them on the streets again, not only on dopes, but fashion divas ;)





Biker jacket: Dorothy Perkins/ tunic: Rainbow/Vila/ long sweater with no buttons:  Dorothy Perkins/ studded boots: Atmosphere/ belt: Atmosphere/ latex leggins: Clockhouse/ shorts DIY


make up powered by Clarins, Biotherm, Lancome and Borghese,